wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 6

Mijaliśmy ulice Londynu, które były jeszcze bardziej zatłoczone niż zwykle. Kochałem to miasto. Miało w sobie coś z wielkomiejskiego Nowego Jorku, ale jednocześnie było znacznie mniejsze i bardziej kameralne. Wszechobecna zieleń parków i skwerów przypominała mi rozległe łąki i pola, otaczające nasz dom w Holmes Chapel. W jednym momencie przed oczami stanął mi obraz małego chłopca, zbiegającego z malowniczego wzgórza. Ma może dziesięć lat i jest ubrany w białą, piłkarską koszulkę z trzema lwami na piersi. Zdawać by się mogło, że przed kimś ucieka, bo co chwilę nerwowo spogląda przez ramię, próbując określić dystans, jaki dzieli go od jego oprawcy. W pewnym momencie chłopiec upada i stacza się po wysokiej trawie w dół wzniesienia. Kat siada na nim okrakiem i wtedy rozpoznaję w nim moją starszą siostrę, Gemmę. Czy to możliwe, by zmieniła się tak bardzo? Mały Harry próbuje uwolnić się z uścisku, machając nieporadnie rękoma, a po chwili oboje leżą obok siebie na ziemi, śmiejąc się tym niewinnym, dziecięcym śmiechem i wpatrując się w przelatujące po niebie obłoki.
Biuro było oddalone od apartamentowca o jakieś dwadzieścia minut drogi, ale w rzeczywistości podróż zajęła nam niemal godzinę. Założyłem na nos swoje ciemne okulary, ochraniając zmęczone oczy przed promieniami słonecznymi i chwyciłem teczkę w dłoń, kierując się do wejścia.
- Dzień dobry, sir – zaszczebiotała Reese na powitanie. – Mam nadzieję, że spał pan dobrze.
- Gdzie jest Charlotte? –Zignorowałem jej zaloty, wyraźnie sygnalizując, że nie mam na nie ochoty.
- Prawdopodobnie przygotowuje pańskie espresso, sir – wzruszyła ramionami, poprawiając stos dokumentów leżących na biurku.
- Punktualna i obowiązkowa, podoba mi się – szepnąłem niemal bezgłośnie i szarpnąłem za klamkę, rzucając płaszcz na oparcie fotela.
Byłem zawalony pracą, kosztorysami, ofertami inwestorów, przez które musiałem przebrnąć i znaleźć miejsca dla jednej z naszych nowych inwestycji. Że też Erika musiała wyjechać akurat teraz! Otworzyłem swojego MacBooka i zakląłem w duchu, widząc ilość nieodebranych wiadomości w mojej skrzynce pocztowej, kiedy usłyszałem delikatne pukanie do drzwi.
- Reese, przysięgam, jeśli nie zaprzestaniesz celowych prób, żeby mnie wkurwić, obetnę twoją premię – zamruczałem w odpowiedzi, kiedy drewniana powłoka rozsunęła się powoli, a ja ujrzałem nieśmiało wyglądającą, znajomą postać.
- Właściwie, to miałam nadzieję, że uda mi się poprawić pański humor, sir – Charlie weszła do pomieszczenia, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
Była ubrana w prostą, ołówkową spódnicę za kolano i biały top, na który opadały falami jej kasztanowe włosy. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, kiedy niepewnie kroczyła w moim kierunku na swoich niebotycznie wysokich szpilkach.
- Wybacz, nie wiedziałem, że to ty – zająknąłem się, zakłopotany niefortunną pomyłką i posłałem jej szeroki uśmiech, kiedy postawiła kubek z parującą, aromatyczną kawą na biurku przede mną.
- Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze? Widziałam maślane bułeczki z rodzynkami w bufecie na dole, wyglądały naprawdę apetycznie...
- Nie trzeba. Dziękuję, Charlotte. Doceniam twoje zaangażowanie – starałem się, by mój ton brzmiał tak formalnie, jak to tylko możliwe, jednak zachowanie powagi w towarzystwie tak pięknej kobiety okazało się być dla mnie nie lada wyzwaniem.
- Skoro to już wszystko, pozwoli pan że wrócę do swoich obowiązków – odpowiedziała zbyt grzecznie, a ja chłonąłem każde słowo, które pochodziło z jej idealnie aksamitnych ust. Jestem pewien, że gdybym ją pocałował, smakowałaby truskawkami.
- Charlotte – zawołałem, zanim zdążyła zamknąć drzwi gabinetu – żywię nadzieję, iż jako moja nowa asystentka, zgodzisz się mi towarzyszyć dziś wieczorem na kolacji biznesowej.
- Nie ma sprawy – odwróciła się na pięcie i odparła bez większego namysłu, a kąciki jej ust uniosły się delikatnie do góry, kiedy zamykała za sobą drzwi gabinetu, stukając obcasami o podłogę.
Cholera.


***
Czarne Audi S7 z piskiem opon zatrzymało się pod domem na przedmieściach Londynu, kiedy złoty zegarek Michaela Korsa na moim nadgarstku wskazywał siódmą trzydzieści. Staliśmy na podjeździe, kiedy światła rozświetlające wnętrze domu zgasły, a u mojego boku pojawiła się prawdopodobnie najbardziej zjawiskowa kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem. Charlie była ubrana w krótką, koktajlową sukienkę w kolorze lawendowym, który idealnie korespondował z barwą jej piwnych oczu i klasyczne, cieliste szpilki. Wysiadłem, by otworzyć jej drzwi, a ona odwdzięczyła się delikatnym uśmiechem.
- Wygląda pan bardzo profesjonalnie, sir – stwierdziła, kiedy usadowiliśmy się na tylnym siedzeniu.
- Proszę, mów mi Harry – odparłem, nie mogąc oderwać od niej oczu.
- W takim razie wyglądasz bardzo profesjonalnie, Harry – zachichotała.
Ta dziewczyna zaskakiwała mnie z każdą chwilą coraz bardziej, sprawiając, że miałem ochotę przekląć i pocałować ją w tej samej sekundzie. Jeszcze kilka dni temu niewiele brakowało, a wymierzyłaby mi siarczysty policzek w moim apartamencie, a dziś bezwstydnie śmiała się z moich żartów, a uśmiech nie schodził jej z twarzy i miałem nadzieję, że tak pozostanie już do końca tego wieczoru. Darzyła mnie zaufaniem, a ja nie zamierzałem tego spieprzyć. Och, a czy mówiłem już, że wyglądała jak milion dolarów?
Nerwowo bawiłem się swoimi pierścionkami, kiedy dojechaliśmy na miejsce i samochód zatrzymał się przed majestatycznym budynkiem Savoy'a. Pospiesznie obszedłem samochód dookoła i otworzyłem drzwi, oferując Charlie swoją pomoc. Jej mała, delikatna dłoń schowała się w mojej dużej, kiedy prowadziłem ją w kierunku drzwi. Czułem spojrzenia obsługi hotelowej skierowane na nas, ale nie dbałem o to. Wszystko, o czym w tej chwili myślałem, to towarzystwo tej zjawiskowej kobiety.
- Stolik dla trojga – oznajmiłem, kładąc jedną dłoń na wysokim kontuarze, a drugą trzymając głęboko w kieszeni spodni.
Kierownik sali uśmiechnął się niepewnie.
- Przykro mi, sir. Wszystkie stoliki są w tej chwili zajęte.
- To musi być pomyłka. Mamy umówione spotkanie z panem Scottem Jenningsem.
Jego oczy zaświeciły jak monety dziesięciopensowe, kiedy pospiesznie wstał i odebrał nasze płaszcze.
- Pan Jennings oczekuje państwa – mężczyzna odchrząknął niezręcznie i poprowadził nas przez salę do odpowiedniego stolika.
- Harry? – Charlie delikatnie pociągnęła za rękaw mojej marynarki, zmuszając mnie, bym pochylił się nieznacznie do przodu. – Kim właściwie jest pan Jennings?
- Scott? To jeden z członków zarządu Bergmann Investments.
- To brzmi doniośle – z jej ust znów wydobył się ten uroczy, dziewczęcy chichot, sprawiając że miałem ochotę przelecieć ją na najbliższej ścianie.
- Harry, jak dobrze znów cię widzieć! – Siwiejący  czterdziestopięciolatek podniósł się z miejsca na nasz widok.
- Mnie również – uśmiechnąłem się pod nosem. – Scott, poznaj moją nową asystentkę, Charlotte Keller.
- Zawsze wiedziałem, że Harry ma dobry gust, jeśli chodzi o kobiety, zgodzisz się ze mną? – Zwrócił się do Charlie, a ona pokiwała nieśmiało, jej poliki zaś natychmiast oblały się blado różowymi rumieńcami.
- Czy mogę zaoferować państwu coś do picia? – Spytał kelner, a ja podałem mu swój kieliszek, podczas gdy Scott zajęty był wybieraniem przystawki z horrendalnie drogiego menu.
- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego chciałem się z tobą spotkać – jego ton zmienił się w przeciągu kilku sekund o sto osiemdziesiąt stopni, on sam zaś nadal nie odrywał wzroku od karty dań.
- Nie pomyliłeś się – posłałem mu pytające spojrzenie, czując pulsujący ból rosnący w mojej skroni.
- Doszły mnie słuchy, że nie radzisz sobie z nowymi inwestycjami na wschodnim wybrzeżu.
- Wszystko jest pod kontrolą, nie musisz zaprzątać sobie tym głowy – uspokoiłem go, choć sam byłem w tamtym momencie jednym kłębkiem nerwów. Wziąłem do ust kieliszek wódki i natychmiast go wyzerowałem.
- Podobno inwestor wycofał się z finansowania budowy nowego kompleksu.
- Skąd o tym wiesz? – Zacisnąłem mocno szczękę, czując na sobie zagubiony wzrok Charlie, który przemieszczał się z jednego krańca stolika w drugi.
- Nie zapominaj, że nadal jestem właścicielem połowy udziałów, Harry – mężczyzna dokładnie akcentował każde słowo, a ja poczułem, że potrzebuję kolejnego shota, by móc normalnie funkcjonować przez resztę wieczoru.
- Ja zaś posiadam drugą połowę – wycedziłem przez zęby i spojrzałem na Charlie, która siedziała obok i patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. – Czy to Boris?
- A czy to ważne?
- Tak! Czy to nie oczywiste, że on chce odebrać moje udziały?
- Harry, on bardzo się o ciebie martwi. Kiedyś byliście sobie tacy bliscy.
- Bliscy? – Parsknąłem wymuszonym śmiechem i wyzerowałem kolejnego shota zaraz po tym, jak kelner dostarczył mi go do stolika. – Może ty chcesz się bawić w troskliwego tatusia, ale ja mam inne plany.
- Rozumiem, ta sytuacja jest dla ciebie trudna. Ale uważam, że powinieneś spróbować z nim współpracować. Dla dobra firmy. Dla Eriki.
Tego było już za wiele. Szybko wstałem z miejsca i nie dbając o rachunek owinąłem dłoń wokół nadgarstka Charlie i wyprowadziłem z sali, oznajmiając:
- Charlotte, wychodzimy.
Oszołomiona dziewczyna chwyciła swoją kopertówkę i posłusznie podążyła za mną w kierunku drzwi, zostawiając zdezorientowanego pana Jenningsa samego w najlepszej restauracji w całym Londynie.



____________________________
STUKNĘŁO NAM JUŻ PRAWIE 5000 ODSŁON, PIĘKNIE DZIĘKUJĘ!
Ostatnio miałam wielką blokadę twórczą, za co bardzo Was przepraszam! Wiem, że ten rozdział jest do bani, ale naprawdę jakoś nie potrafiłam napisać niż lepszego. Pracuję obecnie nad drugim fanfiction i mam nadzieję, że już niedługo ujrzy ono światło dzienne :)
Przy okazji gdybyście mieli okazję to zapraszam do obejrzenia nowego filmiku na moim kanale youtube: https://www.youtube.com/watch?v=_9V72PQPTe8